05 sierpnia 2011

Obóz Zakopane - Wrocław 2011


Jak wiadomo w dniach 25-30.07.2011 odbył się obóz drużyny jakby to się na początku wydawało w Zakopanym.
Zgodnie z planem w poniedziałek o 5.05 wszyscy obozowicze chociaż trochę niewyspani to jednak z dobrymi humorami i pękającymi plecakami spotkali się na Dębickim dworcu PKP.
Następnie wyruszyliśmy w podróż. Podróż do Krakowa, gdzie przesiedliśmy się w pociąg do cudownego Zakopanego. Niestety Zakopane powitało nas wszystkich i każdego z osobna przede wszystkim deszczem i w mniejszym lub większym stopniu błotem, zwłaszcza podczas wędrówki „skrótami” na pole namiotowe.
Po dotarciu, a w przypadku niektórych doczołganiu się na miejsce ku naszej uciesze okazało się , że mamy możliwość noclegu w tzw. Drewnianym namiocie – na co oczywiście zgodziliśmy się ;-)
Po rozwieszeniu w „suszarni” mokrych i brudnych ubrań oraz zjedzeniu resztek jedzenia przywiezionego jeszcze z Dębicy wyruszyliśmy na spacer po Krupówkach, gdzie otrzymaliśmy czas wolny- niestety deszcz nie zachęcał do długich wędrówek po Zakopanym. Wieczorem odbył się kominek m.in o ósmym punkcie prawa harcerskiego i o przyjaźni. Zawiązaliśmy także węzły. Węzły, które szczególnie podczas obozu miały nam przypominać o pomocy sobie nawzajem, a szczególnie osobie, z którą zawiązało się pierwszy węzeł. Wyszliśmy także na zewnątrz by zrobić sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie.
Następnego ranka udaliśmy się do części parku tatrzańskiego nad Dolinę Białego i Sarnią Skałę. Na Rano warunki pogodowe były raczej dogodne – nie padało. Po wyjściu na Sarnią Skałę nasze oczy powinien dobiec widok pięknych gór i GIEWONTU, którego (zresztą podobnie jak i gór) przez wielką mgłę niestety nie udało nam się zobaczyć. Jak to Druh określił „Góry są jak kobieta- raz okryją przed tobą wszystko, a raz nic”. My akurat zobaczyliśmy to „nic” czym była jasna, gęsta mgła wokół nas ;-)
W drodze powrotnej złapała nas ulewa. Po wstąpieniu do sklepu i zakupieniu produktów na obiad w postaci ryżu i jogurtów, a w przypadku niektórych pulpetów w słoiku przemoknięci do suchej nitki ruszyliśmy w stronę naszej w tym momencie upragnionej „stodoły”.
Po dotarciu na miejsce tradycyjnie zrzuciliśmy z siebie nasze przemoknięte kurtki i buty.
Druh i chłopaki przystąpili do gotowania „obiadu”. Druh gotując dla nas ryż spisał się jednak trochę lepiej, ponieważ po chwili pomieszczenie wypełnił zapach przypalonych pulpetów.
Wieczorem wspólnie podjęliśmy decyzję ewakuowania się do Wrocławia, gdzie mieliśmy wyruszyć z samego rana. Tak, więc tego drugiego, a zarazem ostatniego wieczoru spędzonego w Zakopanym przystąpiliśmy do pakowania się. Wieczorem znów odbył się kominek- co prawda w założeniach miał on się odbyć w trochę innych okolicznościach, ale mówi się trudno i idzie się dalej. Nas nogi poniosły do Wrocławia. Większość środy spędziliśmy w podróży. Po dotarciu do tzw. „Studenckiego miasta” po raz pierwszy od paru dni zobaczyliśmy ciepłe, świecące słońce. Po dotarciu na miejsce naszego przyszłego noclegu odpoczęliśmy chwilę na łonie natury (czyt. Świeżo skoszonym trawniku) i zapoznaliśmy się z panem Gałą, który po powrocie paru osób (w tym Drusia) ze sklepu zaprowadził nas na świetlicę kościoła zielonoświątkowców. Po dotarciu na miejsce rozłożyliśmy karimaty, rozpakowaliśmy się i zjedliśmy kolację. Na szczęście Karolina i pan Gała zebrali nasze ubłocone ciuchy do prania. Wolny czas tradycyjnie mijał na grze w Kenta, Dżunglę, brzdąkaniu na gitarach i śpiewaniu piosenek. W Czwartek po śniadaniu wyruszyliśmy do Wrocławskiego Zoo, a następnie do galerii na obiad, gdzie każdy rozszedł się w swoim kierunku. Po dotarciu z powrotem na świetlicę, krótkim odpoczynku, zjedzeniu lecza i przebraniu się wyszliśmy popatrzeć na wrocławskie fontanny, które wywarły na większości z nas ogromne wrażenie. Karolina oprowadziła nas także po studenckiej (i nie tylko) części Wrocławia, obejrzeliśmy most Tumski i przystąpiliśmy do szukania KRASNALI ;-)
W piątek rano większość z nas wyruszyła do Aqua Parku, a mniejszość udała się z Karoliną na dworzec zakupić bilety powrotne do Dębicy.
Następnie udaliśmy się na panoramę Racławicką. Obiad większość z nas zjadła w pizzerii, a pozostali poszli gdzie indziej.
Wieczorem wyruszyliśmy na wrocławski rynek, gdzie otrzymaliśmy trochę wolnego czasu, który tak szybko zleciał. Część z nas odwiedziła Starbucks’a, część wyruszyła na poszukiwanie ukrytych na rynku Krasnali, a część udała się jeszcze gdzie indziej ;-)
Następnie popijając darmowe napoje i wsłuchując się w historie o składzie wspomnianych wcześniej napojów, Andrzeju, Brunetach rozdających róże i różne inne dziwne opowieści wyruszyliśmy na przystanek. Stamtąd pojechaliśmy nad fontanny, gdzie odbywał się piękny pokaz 3D. Po powrocie na świetlicę ustawiły się spore kolejki do łazienek, a gitary nie przestawały grać . Do późna w nocy śpiewaliśmy różnorodne piosenki i bawiliśmy się w zabawy takie jak : Owoce, Ciuciubabka, Wampir, Dentysta itp.
A całą tę świetną zabawę przypieczętowaliśmy odśpiewując piosenkę „Czarny blues o czwartej nad ranem” o czwartej nad ranem, oczywiście : )
Następnego dnia rano zjedliśmy śniadanko, spakowaliśmy się i posprzątaliśmy świetlicę. Wyszliśmy na ostatnie zakupy przed podróżą do wrocławskiego Lidla i z wypełnionymi po brzegi plecakami dotarliśmy do galerii. Skąd po jakimś czasie ze smutną świadomością tego, że miniony Obóz Zakopane-Wrocław 2011 powoli staję się już tylko pięknym wspomnieniem znaleźliśmy się na dworcu czekając na pociąg do Dębicy.
W pociągu nastąpił czas na wpisywanie się do śpiewników i utrwalenie w sobie myśli, że było świetnie !
Obóz mimo tego, iż okazał się być trochę inny niż go sobie wyobrażaliśmy – na pewno nie był gorszy. Mimo tego, że niespodziewanie scenerię spokojnych gór zastąpił widok ruchliwych ulic pięknego Wrocławia. Czas ten spędziliśmy bardzo miło i wesoło, a przede wszystkim bardzo dobrze się bawiliśmy : )
/PIKA/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wybierasz podpis ANONIMOWY a podpisujesz się w treści komentarza na końcu ;-)